poniedziałek, 5 stycznia 2015

1.

-Chris!-krzyknęłam zdenerwowana czując jak przyjaciel rzuca się na mnie, moja twarz momentalnie została wgnieciona w poduszkę. a ja zaczęłam wić się niczym wąż próbując zrzucić z siebie przyjaciela.
-No już.-zaśmiał się schodząc ze mnie.- Co dziś robimy?-zapytał po chwili siadając normalnie obok mnie. Uśmiechnęłam się w kierunku szatyna i poruszyłam zabawnie (mam nadzieje) brwiami.- Nie...-jęknął zrozpaczony- Nie chce iść na zakupy! Faith proszę Cię!- chłopak kompletnie przerażony myślą, że mogą czekać go dwie godziny spędzone na chodzeniu po sklepach.
-Serio mówię, muszę iść dziś na zakupy, jutro mamy wycieczkę wiec potrzebuje kilku rzeczy.
-Dobrze! Ale wiedz, że tym razem nie dam Ci się zaciągnąć do żadnego sklepu bieliźnianego, ani w taki dział.- chłopak szybko przedstawił swoje warunki, a ja nie mogłam nie roześmiać się na wspomnienie ostatniej akcji w sklepie kiedy to będąc w przymierzalni wysłałam chłopaka po koronkowy stanik w większym rozmiarze, co i tak było dla chłopaka wielkim poświęceniem, ale kiedy trzymając w rękach trzy komplety bielizny podeszła do niego dziewczyna z klasy za którą szalał od kilku tygodni by się przywitać chłopak stwierdził, że tak się pogrążył przed znajomą, że już nigdy więcej nie wejdzie do takiego sklepu, by nie znaleźć się w takiej sytuacji.

-I jak?-zapytałam chłopaka wychodząc z przebieralni w kwiecistej sukience. Chłopak nie odrywając wzroku od ekranu telefonu wystawił mi uniesiony ku górze kciuk.- Dobra, idź obejrzyj te swoje czapki, za dziesięć minut przyjdę.- powiedziałam przewracając oczami, Chris zadowolony z mojej decyzji cmoknął mnie w policzek i uśmiechnięty ruszył do sklepu na przeciwko. Kiedy zakupiłam wybrane przeze mnie letnie ubrania ruszyłam do raju sklepowego przyjaciela. Stanęłam na środku sklepu rozglądając się za Nelsonem, aż w końcu go zobaczyłam, stał tyłem do mnie mając na głowie jakąś czapkę, a rękach trzymając dwie inne. Nie wiele myśląc wskoczyłam przyjacielowi na plecy. Kiedy jednak zobaczyłam kawałek jego twarzy momentalnie zeskoczyłam.-O Boże! Przepraszam! Pomyliłam Cię z kolegą.-pisnęłam rumieniąc się do nasady włosów. Zawstydzona spojrzałam na stojącego przede mną bruneta, w jego oczach widziałam iskierki rozbawienia, ze śmiechu zaciskał usta próbując nie wybuchnąć śmiechem i nie zawstydzić mnie jeszcze bardziej.-Ja już pójdę.- powiedziałam czując nieprzyjemny gorąc na policzkach i jak najszybciej odwróciłam się od chłopaka idąc przed siebie i zaliczając naprawdę bolesne zderzenie z stojakiem pełnym fullcap'ów gwarantując sobie odbicie od mebla który jednocześnie ze mną runą na ziemie. Jeśli wcześniej byłam czerwona to nie wyobrażam sobie co działo się teraz z moją twarzą bo czułam jakbym wsadziła ją w ognień. Na domiar złego usłyszałam za sobą głośny śmiech, otrzepując się wstałam z ziemi i speszona zaczęłam zbierać czapki.

Siedząc z przyjacielem w naszej ulubionej pizzerii czerwona na twarzy obserwowałam jak chłopak krztusi się ze śmiechu własną śliną wydając przy tym odgłosy podobne do zarzynanej świni. Zażenowana schowałam twarz w dłoniach naprawdę żałując, że opowiedziałam przyjacielowi moją wpadkę.
-Jesteś do dupy, powinieneś mnie wspierać, a nie nabijać się ze mnie.-zarzuciłam chłopakowi w ramach czego od trzymałam przewrócenie oczami.
-Wybacz kochanie, ale tu nie ma co Cię pocieszać, ty po prostu jesteś głupia.-mruknęłam sarkastyczne dzięki, po czym wywracając oczami na głupotę mojego przyjaciela i jego dalsze rozbawienie wgryzłam się w kawałek mojej ulubionej pizzy z serem, serem i tylko serem.

-Mamo jestem już! -krzyknęłam wchodząc do domu i wkładając sandałki do szafki. Uśmiechnięta szłam w kierunku kuchni gdzie znalazłam moją rodzicielkę, na powitanie pocałowałam ją w policzek nie przeszkadzając jej w krojeniu warzyw.- Jak w szpitalu?- moja mama jest lekarką, dokładnie ginekologiem.
-Dobrze, jeden poród, a dzieciaczek zdrowy.-uśmiechnęła się, dzięki czemu na jej twarzy pojawiły się lekkie zmarszczki na jakich widok poczułam ciepło rozlewające się w moim wnętrzu. Moja mama cieszyła się z każdego narodzonego dziecka, cieszyła się tym bardziej jeśli maluch okazywał się być zdrów jak ryba, a porób przechodził bez powikłań groźnych życiu matki.- A ty gdzie byłaś?-zapytała nie przerywając krojenia warzyw.
-No poszłam z Chrisem, na zakupy, jutro wyjazd więc stwierdziłam, że kilka letnich fatałaszków mi nie zaszkodzi. Na dodatek nie wydałam wszystkich pieniędzy, więc na pewno uda mi się jeszcze kupić coś na pamiątkę. Nie mogę się doczekać tego wyjazdu, może poznam trochę nowych ludzi? Przydało by się, bardzo chciała bym poznać kilka osób zanim zacznie się rok szkolny, to było by dziwne jeśli zaczęła bym trzeci rok nie znając nikogo z klasy.
-Masz racje, ten wyjazd dobrze Ci zrobi aniołku.-mama posłała mi szeroki uśmiech, a pokrojone warzywa wrzuciła do garnka.-Dlatego chciała bym byś bawiła się tam bardzo dobrze i nie przejmowała tym co się tutaj dzieje.-zdezorientowana zmarszczyłam brwi.
-Mamuś co się dzieje?-zapytałam zmartwiona, mama posłała mi smutny uśmiech i wyciągnęła kartkę papieru z szafki obok mnie. Szybko złapałam ją i zaczęłam czytać.-Mamo czemu nie mówiłaś, że mamy kłopoty, moja wycieczka...
-Faith, nie możesz, mogłam Ci nie mówić...
-Mamo przestań, mam trochę swoich pieniędzy, jakoś sobie poradzimy, zawsze mogę wypłacić pieniądze z pieniędzy po babci. No, a poza tym na pewno Cassy, Trevor, albo Rue mogą nam pomóc.
-Myślisz, że nie mają własnych problemów? Cassy opłaca bardzo drogie leczenie Teddiego, Trevor chwilowo jest bez pracy, a Rue opłaca studia.
Westchnęłam głośno, nad uporem własnej rodzicielki, mamy dwa miesiące na uzbieranie dwóch tysięcy by spłacić zaległą i obecną ratę kredytu. Nie chciałam...nie mogłam odpuścić. Nie tym razem kiedy od tego czy uzbieramy tą sumę, zależy nasza eksmisja.

Po obiedzie, znowu znalazłam się u siebie w pokoju tym razem pakując się na wycieczkę. W tym momencie żałowałam, że poprosiłam o taki prezent urodzinowy, gdyby nie ja miałybyśmy ćwierć sumy. Kiedy wszystkie potrzebne i rzeczy znajdowały się w walizce ucieszona zeszłam do salonu gdzie moja mama czytała jakieś czasopisma.
-Mamo zamierzam, Ci pomóc.-powiedziałam stanowczo, ona tylko westchnęła głośno.
-Faith, powiedziałam, że nie. Myślałam o innym rozwiązaniu sytuacji.- milczałam czekając, aż dokończy skubiąc zębami moją dolną wargę, co było moim złym nawykiem.-Przeprowadzimy się, znalazłam kilka ciekawych mieszkań które bez problemu będę mogła opłacić nie martwiąc się o zaległości w banku.
Moją pierwszą reakcją było zaprzeczenie i nie zgodzenie się, bo nie możemy sprzedać domu jaki tata odziedziczył po dziadkach. Potem jednak zrozumiałam, z sprzedaży domu mogłyśmy, żyć lepiej, dużo lepiej.
-Gdzie są te mieszkania?-zapytałam po zakończeniu wewnętrznego roztrząsania sprawy.
-Jedno jest w tym samym bloku co mieszka Chris, drugie na tej samej ulicy. Pozostałe dwa są dalej od niego, ale albo blisko szkoły, albo szpitala.-powiedziała wyraźnie ucieszona moją decyzją.- Są spore, trzy pokojowe...dwie sypialnie, łazienka i kuchnia z salonem.- kontynuowała z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Jak wrócę z wyjazdu obejrzymy je i zdecydujemy?- uśmiechnęłam się do niej co niemal od razu zostało odwzajemnione.

Niezadowolona usiadłam na siedzeniu niedaleko, ostatnich siedzeń posyłając przyjacielowi mordercze spojrzenie. Zdenerwowana zdjęłam kurtkę rzucając ją w twarz Chrisa, oczywiście mój przyjaciel korzystając z "cudownej" deszczowej pogody i mojego wczorajszego upokorzenia wskoczył mi na plecy wywracając mnie i kałuże błota, pytając jeszcze bezczelnie czy chłopak na jakiego wskoczyłam też jak ja padł na kolana, bo jeśli nie to powinnam wstać by mógł właściwie odtworzyć scenkę.
-Jesteś najgorszym przyjacielem ever.- warknęłam siadając od okna- Nawet największy wróg zachował by się milej.-dodałam prychając.
-No przepraszam, myślałem,że się utrzymasz.
-Chris, ważysz chyba tonę, a ja...bądźmy szczerzy, Strong Women nie zostanę.-powiedziałam już z uśmiechem.-Masz szczęście, że nie potrafię gniewać się na ciebie dłużej niż półgodziny.
-Nawet tyle nie umiesz.-zaśmialiśmy się, ale po chwili pod spojrzeniem jednego z nauczycieli umilknęliśmy, czekając na to by wychowawcy sprawdzili listę i byśmy w spokoju mogli wyciągnąć obowiązkowy sprzęt Christiana, czyli jego nierozłącznego laptopa i móc obejrzeć jeden z setek filmów jakich nabraliśmy na ten wyjazd.

-Uwaga dzieciaki!-usłyszeliśmy krzyk nauczyciela wychowania fizycznego, normalnie nie była bym zdziwiona tym, że krzyczy, ale on krzyczał do mikrofonu przez co czułam, że moje bębenki zaraz eksplodują.-Wyczytam was w grupach w jakich będziecie podróżować, będzie was tam po około 10 osób i radze słuchać, bo drugi raz czytać nie zamierzam.- oczywiście mało osób się tym przejęło i każdy zaczął kontynuować swoje rozmowy.-Zamknąć się!-krzyknął zdenerwowany mężczyzna, na co z Chrisem zachichotaliśmy, a osoby spoza naszej szkoły będące na obozie wytrzeszczyły oczy zdziwione jego zachowaniem, ale każdy kto poznał już pana.Harrisona doskonale wiedział, że jest on jedną z najbardziej zabawnych osób jakie się zna.-Więc grupa pierwsza...-w skupieniu czekałam na wyczytanie swojego nazwiska, lub Chrisa.-Grupa Czwarta z moim wychowawstwem Christian Nelson, Liam Payne, Gordon Collins, Robert Collins, Trevor Brooks, Jessica Willows, Cindy Mayson, Amelia Potter, Faith Black i Jessica Ewards.- zadowolona przybiłam piątkę z przyjacielem i zaczęliśmy zastanawia się kim jest nieznajoma część naszej grupy, bo znamy tylko Trevora, Cindy i Amy.- Zaraz będzie przystanek więc będziecie mogli się tam poznać, proszę także,byście całą grupą zgłosili się do opiekuna, by rozdzielić się w pokojach. A i siadacie grupami! Moja grupa siada na samym tyle! Christian chce Cię widzieć!-krzyknął wuefista na co Chris zaśmiał się głośno wystawiając w górę pieść w niewiadomym celu.
-Oczywiście Panie Harris!-krzyknął śmiejąc się.

Czy może być coś bardziej upokarzającego niż wiadomość, że chłopak na którego wpadłeś w sklepie okazuje się być w twojej grupie? Oczywiście!

-O mój Boże! Przepraszam, naprawdę nie chciałam!- pisnęłam patrząc jak białą koszulka chłopaka zostaje ozdobiona moim sokiem pomarańczowym.
-Dwa zero dla Ciebie mała.-zaśmiał się sprawiając, że zaczęłam błagać niebiosa by ziemia się pode mną rozstąpiła.- Liam.-przedstawił się unosząc kąciki ust w przepięknym uśmiechu.
-F-Faith.-wyjąkałam czując się co najmniej pogrążona swoją głupotą.- Przepraszam za koszulkę...
-Co? A! Nie masz się co martwić, mój kumpel ma w plecaku parę swoich ciuchów bo nie zmieścił do walizki więc na pewno zaraz będę coś miał.-uśmiechnął się co spowodowało, że w jego kącikach oczu pojawiły się zmarszczki.
-Faith!-usłyszałam krzyk Chrisa- Chodź idziemy do Harrisona!
-Grupa czwarta?-zapytał z dziwnym uśmieszkiem, pokiwałam głową bojąc się,że jeśli coś powiem to pogrążę się jeszcze bardziej, o ile to jest jeszcze możliwe.-Więc będziemy się częściej widywać.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Bardzo mi się podoba, jak piszesz :) Tak lekko się czyta, na prawdę fajne ;) Mam ogromną prośbę, mogłabyś wysyłać mi na TT linki z nowymi rozdziałami? Byłabym wdzięczna :)